Hermiona już od paru dni kręciła się po Australii. Jak na
razie pojawiła się już w tych najpopularniejszych miejscach: Sydney,
Melbourne, Brisbane. Miała nadzieję, że właśnie tam zamieszkali jej rodzice,
jednak to twierdzenie okazało się mylne.
Zrezygnowana usiadła przy stoliku w jakiejś knajpie. Kilka
minut potem stanęła przy niej kelnerka.
- Co podać?- zapytała.
- Poproszę dietetyczną Coca-Colę- odpowiedziała brązowooka.
- Już się robi - rzekła kobieta bardziej do siebie niż do
niej i oddaliła się szybkim krokiem. Już po chwili stanął przed nią chłodny
napój, a dziewczyna podziękowała i zapłaciła.
Hermiona zaczęła wodzić wzrokiem po sali. Stało na niej
siedem czarnych stolików, przy każdym były dwa krzesła. Jeden był zajęty przez
nią, drugi przez tajemniczą zakapturzoną postać. Przed oczami stanął Hermionie
przerażający obraz śmierciożercy. Po chwili zdała sobie sprawę, że nadal
bezczelnie gapi się na mężczyznę (założyła, że jest płci męskiej). Już miała
odwrócić wzrok, kiedy jej spojrzenie zarejestrowało ruch. Tajemniczy osobnik patrzył
się teraz prosto na nią. Pomimo, że było jeszcze jasno, nie widziała jego
twarzy. Dostrzegła tylko stalowy błysk oczu. Szybko odwróciła głowę i wbiła
wzrok w swoje ręce. Ten mężczyzna jej się nie podobał. Było w nim coś niepokojącego.
Z niewyjaśnionych przyczyn zaczęła się bać. Widocznie jej podświadomość
widziała więcej od niej.
- Cholera, Granger.- usłyszała znajomy, bardzo cichy głos.
Strach zastąpiła panika.
„Pewnie mi się wydawało, zwykłe przesłyszenie. Przecież to
nie może być on. Nie ma takiej możliwości. Nie teraz, nie tutaj. Nie w takiej
sytuacji. Nie dałabym rady. Na pewno mi
się zdawało. Na pewno. Na pewno…” z płonnych
prób uspokojenia się wyrwało ją głośne
zgrzytnięcie. Rozejrzała się i zauważyła go. Mężczyzna szedł w jej stronę
chwiejnym krokiem. Już chciała przeteleportować się gdzieś daleko, ale coś ją
powstrzymało. Teraz już tylko siedziała i zaniepokojonym wzrokiem obserwowała
zakapturzoną postać.
- Cholera, Granger. – powiedział cicho Draco Malfoy. Hermiona
chyba to usłyszała, bo wzdrygnęła się mimowolnie. Jako, że nie miał na celu informowania jej o
swojej obecności, a szczególnie nie takimi słowami, dalszą część kontynuował w
myślach.
„ Co ona robi akurat w Australii? Czemu nie ma jej na innym
kontynencie, w innym kraju, albo chociaż w innym mieście? I najważniejsze
pytanie: dlaczego nie ma przy niej Bliznowatego i Rudzielca?” – w jego głowie
rodziły się coraz to nowe pytania.
„A co ty tu robisz?”
usłyszał w swojej głowie cichy głos. „Uciekasz od nieuniknionego, chowasz się
jak tchórz. Czy to masz zamiar robić przez całe życie? Przynajmniej skończ ze
sobą w przyzwoity sposób. Wiesz, stara dobra lina jest bardzo pomocna w takich
zadaniach. Jeszcze lepsza jest żyletka. Śmierć gwarantowana” głos zarechotał i
wymieniał różne sposoby zabicia się, podczas gdy Draconem wstrząsały spazmy bólu.
Draco wiedział, kto to mówi, kto to robi. Był to nikt inny, jak nieżyjąca już
Bellastrix Lastrange. Z powodów znanych tylko jej samej, od czasu do czasu
zaczęła nawiedzać myśli młodego Malfoya, męcząc go nie tylko psychicznie, ale
też fizycznie. Ostatkami sił odsunął głośno krzesło, mając nadzieję, że to
zwróci uwagę Granger. Zareagowała szybko- odwróciła się w jego stronę. W jej
oczach dostrzegł wahanie, lecz już po chwili nie było po nim śladu- jego
miejsce zajął niepokój i zdecydowanie.
Postawił kilka kroków. Miał nadzieję, że uda mu się dojść do stolika
panny-wiem-to-wszystko, jednak przeliczył się- już po połowie tej drogi
ciemność zalała go ze wszystkich stron.
Hermiona nie miała większego wyboru. Wyjęła więc różdżkę i
rzuciła na mężczyznę zaklęcie kameleona. Potem podeszła do niego, wzięła go za
rękę – niezwykle zimną, jak zdążyła zauważyć, a potem teleportowała ich do
swojego tymczasowego mieszkanka w Newcastle, mieście dość blisko Sydney. Przelewitowała go na kanapę, zbadała puls, a
potem zdjęła kaptur z jego głowy. Jej oczom ukazała się wychudzona twarz
pokryta siniakami, sińce pod oczami, jedno oko opuchnięte. Na dolnej wardze
widoczne było rozcięcie, które w przyszłości zostawi po sobie trwały ślad w
postaci blizny.
Ten widok Dracona Malfoya Hermiona zapamięta na całe życie.
Ron wszedł do biblioteki. Wcale nie chciał pomagać w
Hogwarcie, nie chciał iść znowu do siódmej klasy. Postanowił jednak, że zrobi
to dla Hermiony, która teraz sama szukała rodziców gdzieś w Australii. Zrobi
dla niej to… a nawet więcej. Obiecał
sobie, że znajdzie tu jakieś zaklęcie, dzięki któremu Mionie będzie lżej, a
wspomnienia z wojny nie będą już dla
niej tak bolesne.
Wszedł między regały z zakazanymi księgami i prawie od razu
jego wzrok padł na książkę pod tytułem: „Card Nubila”. Była małych rozmiarów, z
grubością też nie przesadzili. Z czystej ciekawości zaczął ją oglądać. Jego
spojrzenie przyciągnął fragment „W księdze tej opisany jest tak zwany Rytuał
Czystej Karty. Po rytuale osoba, na którą miało podziałać wymienione w książce
zaklęcie nie będzie czuła, by wskazane wspomnienia dotyczyły właśnie jej. ”
„Tego właśnie szukałem!” pomyślał z satysfakcją Ron.
Rozejrzał się i, upewniwszy się, że nikt go nie widzi, wsunął książeczkę do
swojego plecaka. „Chyba nikt nie zauważy, jeśli coś tak małego zniknie z tej
wielkiej biblioteki…”
Witajcie! :)
Myślałam, że wena
cały dzień będzie markotna, a tu proszę- rozdział dłuższy od poprzedniego!
Wiemy, że i tak jest
krótki, ale liczy się jakość, prawda? W tym rozdziale jest wszystko, co miało
się w nim znaleźć.
Rozdział był dodawany na szybko, dlatego przepraszamy za błędy, które mogą się tam znaleźć.
Mam nadzieję, że się
Wam podoba, i że pod wpisem znajdziemy kilka komentarzy
Co do następnych
rozdziałów, nie wiemy, czy uda nam się je dodać przez te dwa tygodnie, ponieważ
wyjeżdżamy i nie mamy pojęcia, czy tam, gdzie będziemy jest wi-fi.
Jeśli jest, wtedy
nadal będziemy dodawać je normalnie, a jeśli nie- po 28.08 dodamy wszystkie
napisane przez ten czas rozdziały dzień po dniu.
Przepraszamy za
utrudnienia związane z czytaniem,
Spektra i SoZu :)