- Możesz to powtórzyć? A, i chcę mieć to na piśmie.
Malfoy wyglądał na zszokowanego. Już nie płakał, a jego ramiona nie drżały. Wyglądał raczej na złego na cały świat.
- To ja tu się poniżam przed szla... mugolaczką, a ty sobie ze mnie żartujesz?!- warknął. Hermiona zdziwiła się, że nie nazwał jej szlamą, jednak nie wypowiedziała na głos swoich myśli. Chłopak spróbował wstać i nawet by mu się to udało, gdyby nie to, że cały pokój nagle zawirował. - I co to w ogóle jest?- wskazał brodą na telefon. Starał się znowu nadać głosowi wściekły ton, jednak na twarzy miał wymalowaną ciekawość.
Hermiona zaśmiała się cicho, widząc w nim małego chłopca dopiero poznającego świat.
- To komórka. Coś takiego, jak nasz patronus, tylko, że to można kupić w normalnym sklepie, zmienić, kiedy się chce... No i oczywiście - jak każde mugolskie urządzenie, psuje się co jakiś czas.
- Nie rozumiem- wymamrotał Draco.- To przecież nie ma kształtu zwierzęcia...
- Merlinie, ty to nic nie rozumiesz! Chodzi o to, że można komunikować się z innymi ludźmi za jego pomocą.
- Przecież wiem.- burknął Malfoy. - sprawdzałem cię tylko. - Na te słowa Hermiona zaśmiała się serdecznie, a Ślizgon zdał sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie słyszał jej śmiechu. A nawet jeśli, wtedy nie był on przeznaczony dla niego.
Na chwilę oboje zapomnieli, że są swoimi śmiertelnymi wrogami, że powinni się unikać jak ogień wody. Niestety, moment ten szybko minął, pozostawiając za sobą tylko wspomnienie. Już po pięciu minutach przekomarzania zapadła niezręczna cisza. Ślizgon zaczął namiętnie wpatrywać się w swoje obgryzione do krwi paznokcie, natomiast Hermiona pogrążyła się w myślach o swoich rodzicach.
"Muszę ich odnaleźć." pomyślała.
- Kogo?- zainteresował się Malfoy, lecz zanim Gryfonka zdążyła zdać sobie sprawę, że wypowiedziała powyższe zdanie głośno i odpowiedzieć, zabrzęczał ten dziwny przyrząd zwany telefonem.
Hermiona kliknęła w ekran.
- Halo, tu Hermiona Granger. Czym mogę służyć?- zapytała z uśmiechem. Cieszyła się, że ktoś przerwał ten niewygodny moment, Już po chwili uśmiech ten zaczął powoli spełzać z jej twarzy, by po chwili ustąpić miejsca dziwnemu grymasowi. Po chwili Malfoyowi udało się rozpoznać ten wyraz twarzy, jakże niepasujący do odważnej Gryfonki. Wyglądała na przerażoną. Jej oczy zaszkliły się, z twarzy odeszły wszelkie kolory. Była teraz koloru białego z umiejscowionymi gdzieniegdzie różowymi plamkami. Chwilę rozmawiała z kimś po drugiej stronie słuchawki, a Malfoy poznawał nowe odcienie białości pojawiające się na jej twarzy Rzuciła telefonem o ścianę, jakby bała się, żeby już nikt nie zadzwonił.
- Muszę iść.- rzuciła, porwała swój czerwony płaszczyk i pędem ruszyła przed siebie.
- Panna Granger, tak?- usłyszała w słuchawce. Nie był to głos kogokolwiek z jej przyjaciół, został zmieniony za pomocą jakiejś prostej technologii. Ktoś po drugiej stronie zarechotał obrzydliwie.
-Z kim mówię?- spytała lekko zdenerwowana.
- Tego nie musisz wiedzieć. Ważne jest tylko to, że mam twoich rodziców. Sprytnie to zrobiłaś, ta zmodyfikowana pamięć, nie da się tego odwrócić...- zaczął mówić bez ładu i składu.- ...ale ja i tak wiem, że to oni. Posłuchaj sobie ukochanych opiekunów...- przez chwilę dało się słychać krzyki i jęki dwóch najważniejszych osób w jej życiu. Zrobiło jej się niedobrze, żołądek zawiązał się w supeł. Nawet nie mogła nic zrobić osobie po drugiej stronie!
- Co mam zrobić?- zapytała, chociaż dobrze znała odpowiedź.
- Masz dać mi to, czego chcę.
- Co mam dać?- była już zła. W takim momencie nie za bardzo chciało jej się bawić w podchody.
- Siebie. Masz dać się zabić, a uwolnię rodziców. Musisz jedynie szybko teleportować się pod adres, który podpowie ci biały kruk.
- To zagadka?
- Tak. Masz na to trzy godziny. Bo inaczej, wiesz, co się stanie... A ja i tak znajdę sposób, by cię zabić, szlamo. - znów dało się słyszeć obleśny rechot.
I nagle cisza.
Śmierciożerca się rozłączył.
- Biały kruk, biały kruk...- mamrotała do siebie, biegnąc w stronę drzwi. Tak intensywnie myślała nad zagadką,że nie zauważyła, kiedy ktoś zatrzymał ją i przytrzymał za ramię. Zorientowała się dopiero po fakcie, a Malfoy złapał ją za nadgarstki na tyle mocno, żeby nie dała rady się wyrwać. Rozluźnił uścisk, kiedy zobaczył, że sprawia dziewczynie ból. Hermiona wykorzystała to i zastosowała chwyt , którego kiedyś nauczył jej tata. Z łatwością oswobodziła ręce, prześlizgnęła się pod Malfoyem, gdy ten znów spróbował ją złapać, otworzyła drzwi na oścież i wypadła na świeże, przyjemne powietrze. Ona nie zwróciła jednak uwagi na ten drobny fakt i rzuciła się w stronę antykwariatu, który stał tylko kilka ulic od jej mieszkanka.
Nie oglądała się za siebie. Mimo, że na początku biegła bardzo szybko, to teraz, nawet gnana przez adrenalinę, zwalniała coraz bardziej, a sklep z książkami jakby się oddalał. Po chwili usłyszała za sobą czyjeś sapanie i zdała sobie sprawę, jak duży błąd popełniła nie odwracając głowy ani razu. Ktoś mógł ją śledzić! Może jakiś inny śmierciożerca właśnie chce zaatakować ją przed innym, który ma jej rodziców? Może zrobili sobie jakieś chore zawody z nią w roli głównej? Ciekawe, jaka byłaby nagroda... Ile warte jest jej cierpienie, jej śmierć...
Urwała jednak tą myśl, gdyż oto przed nią stanął antykwariat. Był to mały budynek barwy porównywalnej do koloru stron starych, zniszczonych książek. Z dachu zwisał krzywo napis "Antykwariat", jednak część liter została zamalowana przez jednego z ulicznych wandali i przez to dało się odczytać tylko "wariat". Okna były zasłonięte lekko kiczowatymi koronkowymi firankami, drzwi natomiast obwieszone ulotkami i reklamami, przez które ledwo przebijały się wypisane na czerwono godziny otwarcia. Pomimo mizernego raczej wyglądu, antykwariat ten miał swoją klasę i niepowtarzalną, przyjemną atmosferę.
Ale tym razem Hermiona nie przyszła tu, żeby porozmawiać z miłym staruszkiem przy ladzie. Nie było jej tu, żeby podyskutowała sobie z nim o dziełach Szekspira, chociaż uczyniłaby to z większą przyjemnością niż to, co musi teraz zrobić. Nie. Ona przyszła tu, żeby wiedzieć, co zrobić. Zagadka wydała jej się prosta: białe kruki to stare, cenne i rzadkie księgi. A gdzie można znaleźć takie księgi? W antykwariacie.
Hermiona zmusiła się do uniesienie swojej ręki w górę i położenia jej na klamce. Nacisnęła.
- Nie- szepnęła do siebie. Pociągnęła mocniej, jednak drzwi nadal trwały w bezruchu. W panice zaczęła szarpać się z nimi i kopać w nie, jednak to też nic nie pomogło. Z bezsilności chciała uderzyć głową w mur. Oparła się o drzwi, a po chwili osunęła na podłogę zalana łzami. Spojrzała na zegarek i z przerażeniem uświadomiła sobie, że jakimś cudem połowa czasu minęła. Pociemniało jej przed oczami, z dławiącego strachu zrobiło się niedobrze. Już zaczęła zapadać się w ciemność, gdy nagle ujrzała jakąś białą plamkę. Plama powiększała się i powiększała, aż Hermiona zobaczyła twarz. Twarz, której za nic nie chciała teraz widzieć. Mógłby tu przyjść nawet Snape, nawet przeczłapać w swoich różowych butach Umbridge, tylko żeby nie on! Po chwili dziewczyna zaczęła kojarzyć fakty: ich rozmowa, przeświadczenie, że ktoś ją śledzi, głośne oddychanie za jej plecami, wrażenie, że ktoś depcze jej po piętach...
Po małym szoku dotyczącym osoby Malfoya, mózg Hermiony zaczął znów pracować właściwie. Przecież jest czarodziejką! Co z tego, że zamknięte, skoro ona ma różdżkę? Szybko otarła łzy, podniosła się z podłogi, wyprostowała się dumnie. Po otrzepaniu z brudu swojego płaszczyka, wyjęła z rękawa różdżkę.
- Alohamora- szepnęła i weszła do środka.
To, co zobaczyła w środku, rozbiło jej serce na miliony kawałeczków, których miała nie pozbierać do końca życia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie po długiej przerwie! Bardzo przepraszamy, że tak długo to trwało i zamierzamy to odpokutować. Niestety, informujemy, że notki pojawiać się będą w weekendy, ponieważ nie wyrabiamy się z nauką.
Mamy nadzieję, że pomimo błędów, które mogą się zdarzyć, bo nie sprawdzaliśmy tego, spodoba Wam się ten rozdział, i że zobaczymy pod nim kilka komentarzy.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Jeśli będziemy mieli trochę czasu, poprawimy błędy.
Pozdrawiamy,
Spektra i SoZu :D